FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Forum o grach komputerowych Strona Główna
->
Strategie
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Regulamin
----------------
Regulamin
Partnerzy
Gry komputerowe
----------------
Gry sportowe
Strategie
Gry akcji
Wyścigi
Symulacje
Zapowiedzi
Kody do gier
Pisma o grach
Zdjęcia
Inne
----------------
Linki
Na temat forum
Filmy
Hyde park
Sport
Kosz
----------------
Kosz
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
kublinski
Wysłany: Nie 0:21, 30 Gru 2007
Temat postu:
To prawda, wymaganie ma spore, ale nie przesadzajmy
Na większości komach pójdzie bez problemu. Lubię tekie klimaty w strategiach, więc gierka wydaje się być kusząca. Widziałen screeny i grafika jest nie najgorsza jak na rok w, którym gierka została wydana (2004).
Borekman
Wysłany: Nie 0:17, 30 Gru 2007
Temat postu:
Gierka niezła, ale niestety ma za wielkie wymagania. Nie na każdym kompie zadziała...
kublinski
Wysłany: Nie 0:10, 30 Gru 2007
Temat postu: Alexander
Hellfire. Taka amerykańska rakieta klasy powietrze-ziemia, montowana m.in. na szturmowych śmigłowcach Apache. Była jedną z pierwszych broni systemu „fire & forget”, czyli „odpal i zapomnij”. Wystarczyło wycelować, poczekać aż się takowa rakieta namierzy, nacisnąć spust i można było zająć się czymś innym – Hallfire już sam znajdował dany cel i go niszczył, bez udziału człowieka.
I podobnie jest z grą Alexander, tylko że tutaj zasada jest troszeczkę inna – „wydaj i zapomnij”, a do czynienia mamy nie ze śmigłowcem Apache, tylko UbiSoft’em. Francuzi grę zlecili Ukraińcom z GSC GameWorld, odebrali zamówiony produkt, zapakowali ładnie i wydali. A potem zapomnieli. Ani patcha, ani wsparcia technicznego, ani nic. Zabawne jest, że Ukraińcy dla swojej rosyjskojęzycznej wersji wydali już dwie łatki, bardzo potrzebne zresztą, ale jakoś nikomu się nie chce ich przystosować do innych wersji. Mam słabą nadzieję, że może, ewentualnie, jeżeli wiatr dziejowy zawieje z dobrej strony, nasza Cenega wypuści grę od razu połataną do poziomu wersji 2.2, bo bez tego... no, kiepsko będzie.
Alexandra usiłowałem uruchomić na trzech komputerach. Pomny oczywiście na rozbrajające oświadczenie w Read.Me, że nie współpracuje ona z drugim Service Packiem do Windy XP. Na pierwszym komputerze udało się zainstalować, choć długo to trwało. Odpalić się natomiast nie dało. Klikamy w ikonkę i... czarny ekran. Parę godzin później mądrzejszy byłem o wiedzę, iż nie jest to wina odświeżania, sterowników, karty graficznej, wymuszanego antialiasingu i innych podobnych rzeczy – całość odpowiedzialności ponosiła sama gra. Na drugim komputerze było to samo, i tam się już nawet nie bawiłem w mieszanie w plikach konfiguracyjnych, instalowanie nowych driverów i inne. Szczęście sprzyja śmiałym – taki jest mniej więcej podtytuł tej produkcji. Ja najwyraźniej śmiały nie jestem, ale za to wyjątkowo postanowiłem wykazać się uporem. Do trzech razy sztuka. I okazało się, że z niewiadomych przyczyn na owym trzecim komputerze gra zadziałała całkiem normalnie. Zdziwiłem się niepomiernie, byłem już bowiem po wizycie na oficjalnym forum wydawcy, gdzie pełno jest rozżalonych osobników usiłujących się dowiedzieć, dlaczego gra im nie działa w żaden sposób. I szczerze mówiąc, gdy mi się jednak uruchomiło, trochę byłem rozczarowany – już widziałem się oczami umysłu, jak odsyłam grę z adnotacją – „Nie działa, next please”.
W kolejnych chwilach rozczarowanie się tylko pogłębiało. Ukraińcy zastosowali tutaj ponoć nowoczesny engine graficzny, który ma stanowić podwaliny ich Cossacks II, a który jest mocno zmodyfikowaną wersją silnika użytego w poprzednich odsłonach tej serii oraz w American Conquest. No i nie wiem, czy to może jeszcze jakaś wczesna wersja tegoż silnika, czy też Ukraińcy sobie lekko jaja robią, ale wygląda to cokolwiek nieświeżo. Owszem, teren jest trójwymiarowy, co prezentuje się nie najgorzej, ale nic ze sobą nie niesie w kategoriach gameplaya. Szarżuje się tak samo pod górę, jak i z góry - przewaga wysokości chyba była jeszcze w tamtych czasach nieznana. Drzewa są ładne, ruszają się i tak dalej, ale wpływu na walkę nie mają żadnego. Budynki, jednostki i w zasadzie wszystko poza samą glebą i wodą jest już płaskim, dwuwymiarowym sprite’m. Normalnie nie miałbym nic przeciwko temu, ale tutaj owe wojska wyglądają dość średnio. Wrażenie mogą zrobić jedynie wielkie ich masy, ustawione w równe szeregi przed bitwą. I to oglądane z oddali. To jeszcze ujdzie całkiem nieźle. Gorzej gdy zacznie się rzeźnia okrutna na śmierć i życie. Całe oddziały włażą na siebie, komasując się na niewielkiej przestrzeni, a gdy dojdzie do samego starcia, wszystkie nasze piękne formacje i linie rozsypują się w mgnieniu oka i zaczyna się totalny chaos i bezhołowie. Możliwe, że tak właśnie wyglądały starożytne bitwy, ale chyba właśnie na tym polegała wyższość greckiej falangi, a potem rzymskiego legionu, że utrzymywały one swą spoistość nawet w boju, przez co miały przewagę nad zdezorganizowanym wrogiem. W Alexandrze każdy jest zdezorganizowany, a dwie splecione ze sobą w morderczym boju armie wyglądają mniej więcej jak kilka stad lemingów, które usiłują przepchnąć się do wąskiego klifu, by stamtąd skoczyć do morza. Nic nie widać, nic nie wiadomo i o tym kto wygrywa dowiadujemy się najwcześniej w momencie, kiedy goście przestaną już walczyć i na placu boju zostają wojska tylko jednej strony. Owszem, ma troszeczkę epickiego posmaku taka chaotyczna masakra, ale widać z drugiej strony, że jakość poszła tutaj w ilość i to dość ekstremalnie.
I dopóki jest ta ilość, to nie jest źle. Jak nieczytelne by nie były te wielkie bitwy, to są one jednak najmocniejszą stroną gry. Na szczęście w kampanii jest ich sporo. We wszystkich czterech kampaniach, znaczy się. Najpierw mamy do zaliczenia tę nazwaną szumnie i mało oryginalnie Aleksander Wielki, która, jak łatwo się domyślić, traktuje o podbojach Macedończyków. Oferuje nam ona wszystko to, co ważniejsze – Granik, Issos, Gaugamelę, oblężenie Tyru, zdobycie Persepolis i tak dalej. Misje „bitewne” wyróżniają się tym, iż nie mamy tutaj gromadzenia surowców i rozbudowy bazy – armie są od razu na miejscach i zaczyna się krwawa jatka. Widowiskowa, choć chaotyczna maksymalnie.
Niestety, gra zawiera też misje innego typu – te w których klasycznie budujemy bazę oraz te, w których prowadzimy Wielkiego Olka z niewielką obstawą na poszukiwania - a to miasta Gordion, gdzie słynny węzeł się znajduje, a to świątyni w Egipcie, w jakiej nasz młody zdobywca zostanie obwołany bogiem. I tutaj już tak pięknie nie jest, zwłaszcza zaś w przypadku tych ostatnich zadań, które niestety nie porażają nas ilością wojsk – a walki między małymi grupkami wyglądają dość żałośnie. Co gorsza, owe wycieczki krajoznawcze mogą trwać kilkukrotnie dłużej niż wielkie batalie. Issos, Gaugamela – phi, pięć minut i po bitwie. Czasem nawet krócej, bo nie każdemu będzie się chciało bawić w rozstawianie wojsk i wydawanie im jakichś rozkazów, skoro najskuteczniejsza jest taktyka „kupą mości panowie”.
Serio, tak właśnie to wygląda. Kto by się biedził z ustawianiem piechoty z sarissami naprzeciwko konnicy perskiej, czy też naszej konnicy tak, by zaatakowała wrogich łuczników, skoro można zaznaczyć wszystkich, pokazać jakiś punkt w linii przeciwnika i zaatakować. I wygrać? Na początku wydawało mi się, że mam ustawiony jakiś najłatwiejszy poziom trudności czy coś, gdy zmiotłem o wiele potężniejszą armię Dariusza bez trudu żadnego, ale tak nie było. Przeciwnik jest głupi zwyczajnie, nie potrafi manewrować ani na poczekaniu wydawać innych rozkazów niż „Szarża!”, więc w zasadzie sprowadza się wszystko do tego, że każdą prawie większą bitwę w grze można wygrać po pierwszym kliknięciu. Bardzo taktycznie, bardzo zmyślnie, nie powiem.
Gdy zakończymy w bólach pierwszą kampanię, odblokowują się, dokładnie tak samo jak w Rome Total War, następne trzy – po jednej dla Egipcjan, Hindusów i Persów. Są one krótsze od tej macedońskiej i szczerze mówiąc nie oferują nic nowego oprócz inaczej wyglądających jednostek i budynków, które mimo swej pozornej odmienności są identyczne z tymi greckimi jak przyjdzie co do czego. Oczywiście, indyjskie słonie nie mają macedońskiego odpowiednika, ale daleko im też do tych kartagińskich machin zniszczenia, które znamy z Rome Total War.
Poza kampaniami Alexander oferuje nam jeszcze kilka scenariuszy osobnych, tryb skirmish oraz multiplayer, w którego jednak chyba nikt nie gra, czemu nie należy się dziwić zważywszy na to, iż bez patcha gra nie działa, a jak już działa, to nie można grać z posiadaczem wersji załatanej. Zresztą, w sumie dobrze, że nie można grać, bo nie miałem na to ani odrobiny ochoty po traumatycznych przejściach w kampanii singlowej.
Jak już wspomniałem, oprawa graficzna robi wrażenie średnie. Ciągną ją tylko do góry scenki z filmu, występujące w charakterze narracyjnego łączenia wszystkiego w jedną całość. Przyznam szczerze, że oczekiwałem, gdy tylko owe scenki zobaczyłem, jakiegoś płynnego przejścia od filmu do gry, tak jak miało to miejsce w Lord of the Rings: Return of the King, ale oczywiście były to tylko płonne nadzieje.
Mimo iż gra jest na licencji, to owe fragmenty filmu są jedynym tego dowodem. Nie oglądałem go całego, bo mnie makabrycznie znudził i zmęczył, ale przysiągłbym, że aktorzy mówili jednak zupełnie innymi głosami niż postacie z gry, które zresztą brzmią bardzo średnio. Muzyka tutaj jakaś jest i owszem, w menu słucha się jej nawet nieźle, ale potem gdzieś ginie w tym wszystkim i w zasadzie nie potrafię powiedzieć, czy pochodzi ona z filmu, czy też nie (oglądając nie wsłuchiwałem się też zbyt mocno), ale podejrzewam, że nie pochodzi – do filmu pełnego wartości, walorów edukacyjnych i innych mało strawnych rzeczy soundtrack tworzył wielki Vangelis, a to co słyszałem w grze, gdyby było jego dziełem, świadczyłoby o upadku geniuszu tego świetnego kompozytora.
Podsumowując, Alexander to typowa produkcja licencyjna. Wzięto znany engine, wrzucono innych żołnierzy i budynki, zachowano wiele zalet Cossacks (ale nie wszystkie niestety) i każdą ich wadę, dodano scenki z filmów i wciśnięto graczom. Fani serii z GSC GameWorld poczują się lekko zawiedzeni, wszyscy inni zaś, zwłaszcza jeżeli grali w Rome TW, zdegustowani raczej. Gra przeciętna aż do bólu, oczywiście wtedy i tylko wtedy, gdy się uda ją uruchomić...
gry.wp.pl (Seraphim)
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin